Jezus nigdy nie przeskakiwał procesu pokuty. Jego celem nie było obejście tego procesu, poprzez kuszenie ludzkiej psyche za pomocą całej listy „chrześcijańskich bonusów”, które są powiązane z przyjściem do Pana. Używał miecza wobec wywyższającej się duszy i nie przejmował się, czy ludzie się obrażą przez słowo, które wypowiedział. Czy był okrutny, czy miał twarde, nieczułe serce, czy był osobą pozbawioną wrażliwości? Absolutnie nie! Przecież umarł za nas! On po prostu wiedział, że skutek upadku pierwszego człowieka musiał zostać odwrócony – z tego powodu przyszedł na Ziemię – ale w tym celu ludzka psyche musi umrzeć, a nie zostać jakoś ugłaskana. On wiedział, że objawienie i pokuta są częścią tego procesu. Bez odsłonięcia nowego zrozumienia, przychodzącego z nieba, liczenie na zmianę jest bez sensu.

Charles Finney, wielki ewangelista XIX wieku, jest przykładem osoby, która odmówiła głoszenia humanistycznej ewangelii, wywyższającej ludzką psyche i szukającej własnych korzyści – a rezultaty, które otrzymywał, mówią same za siebie. Często czekał chwilę – cztery, pięć, sześć nocy – w trakcie przebudzenia, nim wezwał ludzi do nawrócenia i wyznania Jezusa Panem. Znany był z tego, że podczas jego głoszeń ludzie podskakiwali z siedzeń i biegli na przód, płacząc i prosząc Boga o zmiłowanie, a jednak robił w takich przypadkach rzecz dla nas niewyobrażalną – uprzejmie odsyłał ich z powrotem na miejsce. Wiedział, że jeszcze nie byli gotowi. „To niedorzeczne!” stwierdzilibyśmy dzisiaj.

Ale Finney wiedział coś, czego my nie wiemy – rozumiał znaczenie objawienia i prawdziwej pokuty. Bez odpowiedniego poznania tych dwóch tematów nasza psyche nigdy nie zostanie „ukrzyżowana z Chrystusem”. Ale nim je zdefiniujemy w pełni, popatrzmy na taktykę i rezultaty, które otrzymywał Finney.

Jak już ustaliliśmy, Finney często czekał, nim zaprosił ludzi do przyjęcia Jezusa do serca. Często specjalnie wyznaczał miejsce, w którym odbywała się modlitwa o przyjęcie zbawienia, daleko, jakieś 2-3 przecznice, od miejsca, w którym wcześniej głosił. Robił to po prostu po to, by zmotywować nowych wierzących do upewnienia się, czy serio chcą podjąć taką decyzję. Niesamowite! Ale rezultaty były niezwykłe: 97 procent osób, które nawróciły się dzięki Finneyowi stawało się prawdziwymi uczniami Jezusa (aby spojrzeć na to z odpowiedniej perspektywy należy uświadomić sobie, że obecnie, jak słyszałem, ta liczba to 5% w przypadku naszych tak zwanych wierzących, którzy powinni naprawdę stać się naśladowcami Jezusa).

Gdybym w sali pełnej osób uczęszczających do kościoła postawił pytanie o definicję pokuty, to prawdopodobnie przynajmniej 90% osób powiedziałaby mi, że znaczy to „zawrócić i pójść w przeciwnym kierunku”.

Źle! A przynajmniej nieprecyzyjnie.

Objawienie i pokuta to dwie rzeczy mocno ze sobą powiązane. Aby w pełni zrozumieć ich biblijne znaczenie, należy rozważać je w kontekście tego, co się stało z naszą duszą w trakcie upadku.

Więcej tutaj – Dziedzictwo Pierwszego Adama cz.2 – Jak powstają warownie?

Objawienie to greckie „apokalupsis” (tak, słychać tu słowo „apokalipsa”), które dosłownie tłumaczy się jako „usunięcie (apo) zasłony lub przykrycia (kalupsis), odsłaniając widok, który wcześniej był zakryty”. Dlaczego tego potrzebujemy? Ponieważ, jak omawialiśmy to wcześniej, coś stało się z naszym umysłem podczas upadku pierwszych ludzi i w rezultacie umysł został zamknięty na zdolność postrzegania mądrości lub prawdy z Bożej perspektywy. Kiedy wybieramy nasze własne zrozumienie, jest ono ślepe na Boże zrozumienie. Kiedy Duch Święty „podnosi zasłonę” – przychodzi objawienie – widzimy rzeczy ponownie z Bożego punktu widzenia.

Kiedy ten proces ma miejsce, to przychodzi prawdziwa pokuta, metanoia, która dosłownie znaczy „nowy [meta] umysł, poznanie [noia]”. Ponownie widzimy tu powiązanie z upadkiem: wtedy ludzkość zaczęła kroczyć na podstawie własnej wiedzy, własnego poznania, a teraz, poprzez objawienie, dostajemy nowe poznanie (i to prowadzi do pokuty). Czy jest w tym zawarte zawrócenie i pójście w przeciwnym kierunku? Tak w zasadzie, jest to rezultat (gr. Epistrepho) pokuty. Ale bez przyjęcia objawienia od Pana i pokutowania na tej podstawie, nasze zawrócenie i pójście w przeciwnym kierunku to proces umysłowy, głęboko zakorzeniony w naszej psyche i nie będzie skutkował w wyswobodzeniu Bożej mocy do naszego życia. To dlatego widzimy, że owoc jest często chwilowy, a my lądujemy w miejscu, w którym tylko mówimy Bogu „przepraszam”… raz, drugi raz, trzeci raz i jeszcze raz.

Często stawiamy znak równości pomiędzy pokutą, a poczuciem, że jest nam przykro, że coś zrobiliśmy (poczuciem żalu za grzechy), ale nie są one równoznaczne. To drugie jest opisane w grece słowem metamellomai i nie wyraża biblijnej pokuty ani też nie doprowadza człowieka do trwałej zmiany. Judasz przeżył metamellomai (Mateusza 27:3), żałował tego, co uczynił, ale jednak nie doświadczył prawdziwej pokuty.

Jest jednak smutek, który może prowadzić do pokuty. Ap. Paweł powiedział:

„Albowiem smutek, który jest według Boga, sprawia upamiętanie ku zbawieniu i nikt go nie żałuje; smutek zaś światowy sprawia śmierć.” (2 Kor 7:10)

Lecz, ponownie podkreślam, sam smutek to nie pokuta, może on być natomiast częścią całego procesu.

Jak pastor obawiam się, że jestem równie winny, co cała reszta z nas, tego, że to pojęcie stało się źle zrozumiane, a wszyscy się na to zgadzają. Jest to kwestia symptomatyczna dla naszych czasów, kiedy liderzy pragną widzieć, jak tłumy wychodzą do przyjmowania zbawienia tylko po to, by potem odejść na swoje miejsce bez żadnego wzruszenia ich psyche, a co gorsza, z psyche, która nie doświadcza żadnego dotknięcia przez Boga. Myśląc, że pokuta to zaledwie obrócenie się i pójście w przeciwnym kierunku, ludzie podejmują decyzję intelektualną, by tak zrobić i przegapiają kluczowy etap całego procesu, który polega na tym, że Duch Święty przynosi nam objawienie na temat naszego początkowego upadłego stanu. Trochę przypomina to dziecko, które przeprasza rodziców, ale samo nie wie za co, nie rozumie, co zrobiło źle. Moc pokuty leży w tym, że zobaczymy prawdziwą naturę naszej psyche, a potem otrzymując to zrozumienie od Ducha Świętego, przyjmiemy też Jego siłę, by przybić naszą psyche do krzyża, gdzie powinna umrzeć (jako stary człowiek). Jeśli odsłonięcie prawdy na nasz temat i otrzymanie nowego poznania od Boga – objawienie i pokuta – nie obejmuje etapu krzyża, w którym pozwalamy by psyche umarła i przestała się rządzić, to proces jest niekompletny.

Kiedy studiowałem w Christ for the Nations, starszy głoszący, Charles Duncombe, przyjeżdżał nauczać nas jako gość przez tydzień co roku. W trakcie jednej sesji opowiedział nam o incydencie, który miał miejsce lata wcześniej w jego kościele w Anglii. Pewien człowiek podszedł do ołtarza w stanie całkowitego załamania, szlochając i płacząc, wyznając jaką był straszną osobą, błagając Boga o miłosierdzie. W ciągu kilku minut paru członków kościoła podeszło do niego i zaczęło go przytulać, mówiąc mu rzeczy w stylu: „Już dobrze, dobrze. Jezus kocha cię i przebacza Ci. Już dobrze…”, tak jak wielu z nas by dzisiaj zrobiło.

Widząc jak ta sytuacja się rozwija, Duncombe, rozumiejąc proces przyjmowania objawienia i pokuty, podbiegł do nich i szybko kazał im przestać. „Zostawcie go w spokoju!”, polecił im. Potem zwrócił się do człowieka żałującego za swoje grzechy i powiedział: „Robisz dobrze, żałuj z powodu tego stanu, w jakim byłeś. Opłakuj go.” I pozostawił go w tym stanie przez prawie 3 godziny! (Być może dlatego pokolenia wstecz mieliśmy w kościołach ławę żalu). Potem dopiero zaczął pocieszać tego człowieka.

Przy naszym nastawieniu, które szuka zaspokojenia naszej duszy, takie postępowanie zdaje się być ostre. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ten człowiek najwyraźniej żałował za grzechy przeszłości. Ale ten mądry lider był wystarczająco wrażliwy na Boży głos, by widzieć, że Duch Pana nie skończył jeszcze u niego pracy objawiania mu jego stanu i prowadzenia do pokuty.

Jezus nigdy nie przeskakiwał procesu pokuty. Jego celem nie było obejście tego procesu, poprzez kuszenie ludzkiej psyche za pomocą całej listy „chrześcijańskich bonusów”, które są powiązane z przyjściem do Pana. Używał miecza wobec wywyższającej się duszy i nie przejmował się, czy ludzie się obrażą przez słowo, które wypowiedział. Czy był okrutny, czy miał twarde, nieczułe serce, czy był osobą pozbawioną wrażliwości? Absolutnie nie! Przecież umarł za nas! On po prostu wiedział, że skutek upadku pierwszego człowieka musiał zostać odwrócony – z tego powodu przyszedł na Ziemię – ale w tym celu ludzka psyche musi umrzeć, a nie zostać jakoś ugłaskana. On wiedział, że objawienie i pokuta są częścią tego procesu. Bez odsłonięcia nowego zrozumienia, przychodzącego z nieba, liczenie na zmianę jest bez sensu.

Nie proponuję tu, byśmy stali się wściekłymi chrześcijanami bijącymi wszystkich Biblią po głowie, którzy ćwiczą się w wytykaniu wszystkim, jacy są źli. Proponuję, byśmy zwolnili i upewnili się, że słowa, które głosimy innym, są pełne, nawet jeżeli wymagają one wielu przemówień lub rozmów – i byśmy głosili prawdziwe przesłanie krzyża, które jest MOCĄ BOŻĄ KU ZBAWIENIU. Wówczas będziemy widzieć, że 95% tych, którzy „przyszli do Chrystusa”, doświadcza prawdziwej przemiany – a nie jedynie 5% jak obecnie.

 

źródło: fragment książki “Becoming who You are” – Dutch Sheets

tłumaczenie: ekipa otwarteniebo24.pl

 

W TYM TEMACIE CZYTAJ TEŻ: DZIEDZICTWO PIERWSZEGO ADAMA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *