Słowa Pawła są prawdą po dziś dzień i powinny głęboko zakorzenić się w naszych sercach i duszach: do najwyższej, potężnej władzy Boga wchodzimy po wielu uciskach. Nie, nie, nie! To nie jest przygnębiająca wiadomość! Przesłanie to wzbudza wiarę i nadzieję! Pomyśl w ten sposób: uciski się zdarzają – są nieuniknione. Jezus wyraźnie mówi, że ucisk jest koniecznością dla tych, którzy go naśladują. „Na świecie ucisk mieć będziecie” – zapewnia. Lecz zaraz potem dodaje: „(…) ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Ew. Jana 16:33). On zwyciężył, co oznacza, że ty i ja otrzymaliśmy władzę i moc nad wszystkimi zasadzkami tego świata. Jesteśmy Jego Ciałem, jesteśmy Chrystusem na ziemi. W Nim zwyciężyliśmy świat!

część 1 tutaj

 

WKRACZANIE DO KRÓLESTWA

Pojawia się również pewne logiczne pytanie: jak dziecko Boże może przejść z etapu oglądania do wkraczania w Królestwo? Innymi słowy: w jaki sposób z pasażerów stajemy się duchowymi pilotami? Apostoł Paweł stawia podobne pytanie. Na wyraźne polecenie Ducha Świętego Paweł i Barnaba opuścili swój domowy kościół i wyruszyli w pierwszą podróż apostolską (Dzieje Apostolskie 13:1 – 4). Po przebyciu wielu mil i odwiedzeniu wielu miast w Azji rozpoczęli długą podróż powrotną, ponownie odwiedzając niektóre z miast, w których założyli wspólnoty. Wówczas podróżowanie nie było tak proste jak dziś. Współcześnie możemy wsiąść do samolotu i w ciągu kilku godzin odwiedzić kilka dużych miast. Nie muszę się już zastanawiać, czy kiedykolwiek zobaczę ludzi z miasta, z którego wyjeżdżam. W czasach Pawła sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Opuszczając kościoły, wiedział on, że najprawdopodobniej już nigdy do nich nie wróci i nie zobaczy dusz zrodzonych dzięki Ewangelii, i że spotka się z nimi dopiero w Niebie. Możemy wyobrazić sobie Pawła, starannie dobierającego słowa skierowane do nowonarodzonych wierzących. W tych słowach zawiera instrukcje, jak powinni przechodzić z etapu oglądania Królestwa do wkraczanie w Nie:

„Zwiastując dobrą nowinę także temu miastu, pozyskali wielu uczniów i zawrócili do Listry, Ikonium i Antiochii, utwierdzając dusze uczniów i zachęcając, aby trwali w wierze, i mówiąc, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego”. Dzieje Apostolskie 14:21-22

Paweł nie zostawił tych trzech miast z nauczaniem na temat finansowego powodzenia, wzrostu kościoła, wykładu na temat istoty przywództwa lub z zachęcającym kazaniem o nadziei – pomimo że czasem warto głosić na podobne tematy. Zostawił ich ze słowami uczącymi, jak żyć nieustępliwie i wypełnić Boże dzieło. Jego celem było przygotowanie ich do wkroczenia w miejsce Bożych rządów. Słowa Pawła są prawdą po dziś dzień i powinny głęboko zakorzenić się w naszych sercach i duszach: do najwyższej, potężnej władzy Boga wchodzimy po wielu uciskach. Nie, nie, nie! To nie jest przygnębiająca wiadomość! Przesłanie to wzbudza wiarę i nadzieję! Pomyśl w ten sposób: uciski się zdarzają – są nieuniknione. Jezus wyraźnie mówi, że ucisk jest koniecznością dla tych, którzy go naśladują. „Na świecie ucisk mieć będziecie” – zapewnia. Lecz zaraz potem dodaje: „(…) ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Ew. Jana 16:33). On zwyciężył, co oznacza, że ty i ja otrzymaliśmy władzę i moc nad wszystkimi zasadzkami tego świata. Jesteśmy Jego Ciałem, jesteśmy Chrystusem na ziemi. W Nim zwyciężyliśmy świat!

Słowo „ucisk” definiuje się jako „trudność lub stan wielkiego zmagania”. Greckie słowo określające „ucisk”, to thlipsis. Encyklopedia słów biblijnych tak definiuje to słowo: „Wielki emocjonalny i duchowy stres spowodowany przez zewnętrzną lub wewnętrzną presję. Spośród pięćdziesięciu pięciu przypadków użycia tego zwrotu pięćdziesiąt trzy ma znaczenie przenośne”. Presja może przychodzić ze strony wrogów, niekorzystnych okoliczności, błędnych decyzji lub niewłaściwie nakierowanej pożądliwości. James Strong określa thlipsis jako „presję (w znaczeniu dosłownym lub w przenośni), prześladowanie, cierpienie, kłopoty lub zmaganie”. W. E. Vine definiuje je jako „wszystko, co obciąża duszę lub ducha”. Moja uproszczona definicja „ucisku” lub thlipsis to „pustynia”. Angielski przekład Biblii TEV tak tłumaczy powyższy fragment z Dziejów Apostolskich 14:22: „Musimy przejść przez wiele kłopotów, aby wejść do Królestwa Bożego”.

Pozwólcie, że przedstawię pewien przykład. Wyobraź sobie, że służysz królowi, który podbił cały kraj. Wszedł do stolicy i obalił władcę, który sprawował rządy żelaznej ręki. Poprzedni władca był okrutny wobec ludzi, zatruwał ich myślenie fałszywą, propagandową nauką, buntował przeciw wszystkiemu, co było dla nich dobre. Był człowiekiem wzniecającym nienawiść i pogardę dla prawych dróg nowego, szlachetnego władcy.

Dobry król nakazuje swoim sługom wyruszyć na bitwę i zwyciężać przez zajmowanie wciąż niezdobytych terytoriów i twierdz wroga. Na podbitym przez króla terytorium pozostało jeszcze wielu lokalnych władców okupujących zamki i bastiony, którzy wciąż propagują filozofię i kulturę poprzedniego króla, dlatego wielu obywateli nadal znajduje się pod wpływem starego systemu. Mimo że wojna została wygrana, wciąż trzeba walczyć w bitwach, by zaprowadzić stabilne rządy nowego króla. Jesteśmy na drodze do zdobywania twierdz na terytorium wroga. Czeka nas wiele niebezpieczeństw, ponieważ musimy stawiać opór, podbijać i wkraczać na okupowane przez niego obszary. Nieprzyjaciele wciąż zastawiają pułapki, by powstrzymać nas od zajmowania kolejnych terytoriów. Musimy walczyć i pokonywać wiele trudności. Kiedy już dotrzemy do zamku, czeka nas najtrudniejsza próba: obalenie twierdzy wroga. Dobrą nowiną jest to, że im więcej ominiemy pułapek i zasadzek, tym więcej doświadczenia zdobędziemy na polu bitwy. Jeśli przejmiemy zamek, zaczniemy panować na jego terytorium. Co więcej, będziemy tak zasłużonymi i oddanymi wojownikami, że staniemy się najlepszymi kandydatami do objęcia w posiadanie władzy na obszarze, który zdobywamy dla króla.

Takim dobrym Królem jest w naszej historii Pan Jezus. On wyprawił nas, wiernych wojowników, do wyruszenia w drogę i zwyciężania nad siłami i mocami ciemności, wpływającymi na ten świat. Będziemy się zmagać i toczyć trudne do zniesienia bitwy, ale ostatecznie uwolnimy więźniów taktyki, nauki i filozofii i wroga. Ty i ja musimy przejść przez wiele ucisków, aby zacząć sprawować rządy. I, jak powiedział Jezus, mamy Mu ufać, być dobrej myśli, ponieważ On zwyciężył świat. Dzięki jego łasce otrzymaliśmy moc i władzę i możemy pewnie stawiać czoła wszelkim wyzwaniom tego świata.

Posiadamy nie tylko moc Bożej łaski. My, którzy wierzymy, że Chrystus jest naszym Panem i Zbawicielem, zajmujemy szczególne miejsce w Bożej łasce. Przeczytaj głośno słowa Pawła skierowane do chrześcijan w Rzymie:

„Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z Nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli. Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić”. List do Rzymian 8:16 – 18

Ty i ja, osoby wierzące, jesteśmy dziedzicami Boga! Dziedzicami Ojca i współdziedzicami Chrystusa. Słowo „dziedzic” pochodzi od greckiego kleronomos, definiowanego jako: „ten, kto przejmuje dobra lub otrzymuje je w spadku. Akcent kładzie się na prawo dziedzica do posiadania”. Mój słownik określa „dziedzica” jako „osobę przejmującą spadek oraz spuściznę”. Istnieje również inna definicja: „osoba, która przejmuje czyjąś funkcję lub stanowisko”. Niesamowite! Jesteś w stanie wychwycić znaczenie tych słów? Bóg uczynił nas dziedzicami Swoich dokonań i dóbr! Posiadamy dokładnie to, co On. Jesteśmy na ziemi po to, by rządzić tak, jak On rządzi. Wszystko należy do Boga, dlatego wszystko też należy do nas. „A zatem niechaj nikt z ludzi się nie chlubi” – tak pisze Paweł do współwierzących. „Tak naprawdę to wszystko należy do was” (1 List do Koryntian 3:21, TEV). Wszystko! Ty i ja jesteśmy prawdziwymi dziedzicami Boga! Anglosaski przekład CEV tak tłumaczy ten fragment: „Wszystko jest wasze: świat, życie, śmierć, teraźniejszość, i przyszłość. Wszystko należy do was”. Zatrzymaj się na chwilę i poświęć jeden lub dwa dni, żeby to przemyśleć. W Chrystusie jesteśmy daleko bardziej bogaci niż najbogatszy człowiek na ziemi!

Musimy stawić czoła tylko jednej sprawie, zresztą bardzo istotnej. Bóg stawia pewien warunek, o którym mówi powyższy fragment z Listu do Rzymian 8, i który wynika ze słowa „jeśli”. Otóż nie otrzymujemy dziedzictwa automatycznie w momencie, gdy zostajemy chrześcijanami. Co jest tym warunkiem? Musimy z Nim cierpieć. Przeczytaj uważnie powyższy fragment. Aby panować wspólnie z Jezusem Chrystusem musimy spotkać, skonfrontować i przezwyciężyć każdą przeciwność, która stanie na naszej drodze – tak, jak On to zrobił. Zwróć uwagę na słowa: „Jeśli tylko razem z Nim cierpimy”. Trudności, które nas będą spotykać, to nie spacerki po parku czy przechadzanie się pośród pięknych ogrodów kwiatowych. To wojna, a z nią zawsze wiąże się cierpienie. W naszym przypadku nie jest to ból skazany na niepowodzenie. W Liście do Rzymian 8:18 Paweł utrzymuje, że stawianie czoła uciskom może mieć dobry wpływ na nasze życie i wnosić w nie nadzieję: „(…) sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić”. Oto kluczowa zasada, którą musimy zrozumieć i kurczowo się jej trzymać. Bez względu na rodzaj i stopień ucisku thlipsis, z którym się mierzysz, ból z nim związany jest niczym w porównaniu do władzy, którą będziesz dzierżył w dłoni, gdy przejdziesz przez próbę. Jeśli chcesz być poprawnym chrześcijaninem, to możesz być pewny, że wcześniej czy później pojawi się cierpienie; choć z każdą wygraną bitwą będziesz oglądać w sobie coraz większą władzę i świadectwo mądrości. Paweł nie wskazuje na chwałę, która będzie na nas wylana podczas sądu w niebie, lecz mówi o przywileju, który jest dostępny dla nas już dziś. Kiedy przechodzimy zwycięsko przez uciski, wchodzimy na coraz wyższy poziom sprawowania potężnej Bożej władzy.

CIERPIENIE Z JEZUSEM

Kiedy czytamy słowa: „Jeśli tylko razem z Nim cierpimy”, na pewno zadajemy sobie pytanie: „Jak cierpiał Jezus?”. W tym miejscu wiele osób ma mętlik w głowie, ponieważ istnieją dwa rodzaje cierpienia: cierpienie wynikające z zepsucia świata i w imię sprawiedliwości Bożej.

Pierwszy rodzaj cierpienia wynika z tego, że cały świat jest pod wpływem złego (zob. 1 List Jana 5:19). Skutkiem tego jest zło i okrucieństwo, które dzieje się na świecie każdego dnia. Morduje się dzieci przez aborcję, wykorzystuje się je, dziewczynki są porywane, więzione i zmuszane do prostytucji, choroby przedwcześnie uśmiercają ludzi, panuje ubóstwo i głód, konflikty, rodziny borykają się z patologiami, nałogi zniewalają i niszczą młodzież… a to dopiero początek listy. Nie ma nic dobrego ani korzystnego w tego rodzaju cierpieniu. To smutne i tragiczne. Jest to konsekwencja grzechu Adama, zrzeczenia się autorytetu i władzy nad okrutnym panem tego świata.

Drugi rodzaj cierpienia dokonuje się w imię sprawiedliwości Bożej i dotyczy chrześcijan. To o nim mówił Jezus i Paweł. Wszelkie cierpienie dla sprawiedliwości przynosi ogromne korzyści, jeśli łączy się z Bożą łaską. Jego skutki są chwalebne i wielkie; zawsze działa na naszą rzecz i pozwala ostatecznie przejąć władzę nad życiem. Jezus objawił nam to przez Swoją służbę. Pamiętajmy, że my również jesteśmy przeznaczeni, by cierpieć z Nim i z Nim panować. Jak On cierpiał? Przygotowywał się trzydzieści lat do służby, a następnie został ochrzczony w rzece Jordan przez proroka o imieniu Jan. Podczas chrztu otworzyło się Niebo i zstąpił Duch Święty w cielesnej formie jako gołębica. Wówczas przemówił Bóg Ojciec. Powiedział: „Tyś jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem” (Ew. Łukasza 3:22).

Wyobraź sobie, że znajdowałeś się w tłumie ludzi, którzy mogli to obserwować. Słyszysz, jak Bóg przyznaje się do Swojego Syna. Wielu liderów narodu, zarówno politycznych jak i rządowych, również doświadczyło niezwykłości tej chwili. Gdybyśmy znaleźli się na miejscu Jezusa, większość z nas pomyślałaby: „To najlepszy czas na rozpoczęcie służby! Powinienem wygłosić teraz swoje pierwsze płomienne kazanie. Wszyscy mnie zobaczą i będą podziwiać. W końcu przygotowywałem się na ten moment przez trzydzieści lat. Może wynajmę sobie czterech speców od marketingu i PR-u, którzy wykorzystają to wydarzenie, aby mnie wypromować. Wszyscy poznają, że jestem wielkim mężem Bożym!”. Tak wyglądałaby logiczna odpowiedź, poprawna od strony marketingowej. Jednak Jezus zrobił coś innego: „A Jezus, pełen Ducha Świętego, powrócił znad Jordanu i był wodzony w mocy Ducha po pustyni, i przez czterdzieści dni kuszony przez diabła. W dniach tych nic nie jadł, a gdy one przeminęły, poczuł głód” (Ew. Łukasza 4:1 – 2). Odkryłem, że wielu wierzących sądzi, iż Jezus był kuszony jedynie podczas ostatnich dni postu. To nieprawda. Mimo, że Ewangelie mówią o trzech głównych próbach, wyraźne jest napisane, że Pan był kuszony (tzn. przechodził ucisk) przez całe czterdzieści dni. Zauważ, kto zaprowadził go na pustynię. To nie był diabeł. Zrobił to Jego Ojciec, przez Ducha Świętego. Ktoś może w tym miejscu pomyśleć: „Dlaczego Bóg miałby prowadzić Swojego Syna na pustynię, skoro wiedział, że czekają Go cierpienie i trudności?”. Możemy być pewni jednego: Bóg nigdy nie ześle burz, których nie będziemy w stanie przezwyciężyć (rozwinę ten temat w kolejnym rozdziale). Bóg nie tworzy thlipsis. On wie, że żyjemy w zepsutym świecie, a jeśli mamy przejąć nad nim rządy, będziemy napotykać opór ze strony wroga. Dlatego Bóg ćwiczy nas w dziedzinach, Bóg ćwiczy nas w dziedzinach, o których wie, że możemy sobie z nimi poradzić, by nas wzmocnić i przygotować do jeszcze większych podbojów o których wie, że możemy sobie z nimi poradzić, aby nas wzmocnić i przygotować do jeszcze większych podbojów.

Jezus udał się na pustynię bezpośrednio po chrzcie i był wypełniony Duchem Świętym. Przez kolejne czterdzieści dni doświadczał thlipsis. Pamiętajmy, że zrezygnował ze Swoich Boskich przywilejów i chodził wśród nas jako człowiek pełen łaski (zob. List do Filipian 2:7 oraz Ew. Łukasza 2:40). Walczył i przezwyciężał wszelkie przeciwności, nigdy nie ulegając pokusom złego. Po czterdziestu dniach „(…) powrócił Jezus w mocy Ducha do Galilei, a wieść o nim rozeszła się po całej okolicznej krainie” (Ew. Łukasza 4:14). Poszedł na pustynię wypełniony Duchem Bożym, ale zwyciężywszy przeciwności i kuszenie wrócił w mocy Ducha łaski. Przywołajmy słowa Pawła z Listu do Rzymian 8:18: „Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić”. Jezus wszedł na wyższy poziom rządów po tym, jak przeszedł przez thlipsis.

Apostoł Jakub mówi o tym w podobny sposób: „Błogosławiony ten, który przechodzi przez próbę [nieustępliwie trwa w prawdzie], ponieważ kiedy przejdzie próbę, otrzyma koronę życia, jaką Bóg obiecał tym, którzy go kochają” (List Jakuba 1:12, NIV). Warto zauważyć, że kiedy przezwyciężasz próby – co robił Jezus podczas czterdziestu dni na pustyni – otrzymujesz „koronę życia”. Na pewno myślisz, że jest to korona, którą otrzymamy w Niebie podczas Sądu Ostatecznego. Tak, to prawda, choć wierzę również, że Jakub odnosi się nie tylko do przeznaczonej dla nas korony w dosłownym znaczeniu, ale także do wznoszenia się na wyższy poziom władzy w życiu. Korona świadczy bowiem o władzy. A co wiąże się z władzą? Moc. Jezus poszedł na pustynię napełniony Duchem, ale wrócił w Jego mocy. Pamiętajmy, że wchodzimy do panowania, jeśli współdzielimy z Nim cierpienie. Kiedy zwycięsko przechodzimy przez thlipsis i próby, nieustępliwie trwając w posłuszeństwie Bożemu Słowu i poruszając całe piekło, wtedy otrzymujemy nagrodę: większą władzę w tej dziedzinie życia, w której wytrwaliśmy.

ŚWIADECTWO MOJEJ TEŚCIOWEJ

Mama mojej żony Lisy jest klasycznym przykładem na spełnienie tej obietnicy. W 1979 roku lekarz zdiagnozował u Shirley raka piersi. Nie było to wczesne stadium choroby, więc rak zdążył się już rozprzestrzenić na jej węzły chłonne. Usunięto jej znaczną część piersi (30 procent) wraz z węzłami chłonnymi i lekarz stwierdził, że nie da się już zrobić nic więcej. Shirley chciała się skonsultować z innym specjalistą, więc pojechała do centrum medycznego MD Anderson Cancer Center w Houston, w Teksasie. Ośrodek ten był uznawany na jeden z najlepszych pod względem skuteczności w leczeniu raka w całych Stanach Zjednoczonych. Lekarz prowadzący Shirley był wtedy ordynatorem onkologii. Niestety, jego diagnoza była równie pesymistyczna. Po potwierdzeniu prognoz, które otrzymała od pierwszego lekarza, powiedział: „Czy powiedziano pani, że jest to przypadek śmiertelny?”. Następnie dodał, że jeśli Shirley zastosuje się do jego ścisłych zaleceń, to może żyć jeszcze dwa, trzy lata. Medycyna nic więcej nie mogła dla niej zrobić. Najpierw musiała poddać się intensywnej radioterapii, wrócić do Indiany na dwa lub trzy tygodnie, a następnie przyjechać do Houston na chemioterapię.

Podczas pierwszego pobytu w szpitalu Shirley zadzwoniła na infolinię znanej w całym kraju chrześcijańskiej służby, prosząc o modlitwę. Akurat tak się zdarzyło, że telefon odebrał człowiek, który znał małżeństwo koordynujące działania ambulatorium w szpitalu Andersona. Zadzwonił więc do placówki i poprosił o rozmowę z Shirley, i otoczenie jej opieką. Niedługo potem małżonkowie zjawili się w szpitalu, porozmawiali z kobietą i zabrali ją do swojego kościoła; potem na mecz baseballowy i obiad. Cały czas dzielili się z nią budującymi wiarę obietnicami Bożego Słowa. Shirley była początkującą chrześcijanką. Zanim dowiedziała się o raku, uczyła się od pewnej kobiety podstawowych prawd biblijnych. Gdy wróciła do Indiany, jej mentorka mówiła, że Bóg już nikogo nie uzdrawia, że tego rodzaju cuda przeminęły. Podała przy tym wiele przykładów osób, które nie zostały uzdrowione z poważnych dolegliwości. Kiedy Shirley zaczęła dzielić się z nią wszystkim, czego nauczyła się od wspaniałej pary z Houston, jej nauczycielka była dość mocno zażenowana faktem, iż Shirley odrzuca jej rady.

Shirley miała mętlik w głowie. Kiedy wróciła do Houston na chemioterapię, znajome małżeństwo nie przestawało się z nią spotykać. Przychodzili do niej codziennie, dodawali otuchy i cytowali fragmenty z Pisma Świętego. W końcu Shirley uwierzyła głęboko w swoim sercu, że Boże Słowo wyraźnie mówi o pełnej ofierze Jezusa Chrystusa i że uzdrowienie jest dla niej dostępne. Nie będzie już dłużej wątpić w to, co Bóg mówi w swoim Słowie! Zostanie uzdrowiona! Kiedy zdecydowała się przerwać chemioterapię, lekarz prowadzący pomyślał, że postradała zmysły. Gdy wychodziła ze szpitala, podążał za nią aż do windy, ostrzegając, że kobieta popełnia śmiertelny błąd. Jednak Shirley była stanowcza. Opuściła szpital i nigdy tam nie wróciła. Pojechała do domu i każdego dnia napełniała się Bożym Słowem, korzystając z książek, nauczań i studiów biblijnych. Od tego czasu upłynęło już prawie trzydzieści pięć lat. Shirley żyje, mieszka niedaleko nas, tryska energią i ma się całkiem nieźle! Tak naprawdę to nawet lepiej niż nieźle. Shirley w wieku siedemdziesięciu pięciu lat wraz z sześcioma innymi pracownikami służy w zespole do spraw utrzymywania kontaktów z kościołami. Zadaniem zespołu jest zaopatrywanie ponad dwudziestu tysięcy kościołów w Stanach Zjednoczonych w nasze książki i nauczanie. Pomogła niezliczonej liczbie pastorów i kościołów znaleźć to, czego najbardziej potrzebowali.

Przez wszystkie lata służby spotkałem niewielu ludzi, z którymi tak łatwo mogłem modlić się o uzdrowienie. Pewnego razu, niedługo po poślubieniu Lisy, przyszedłem po pracy do domu, zastając u nas Shirley. Miała grypę. Widziałem, jak chcąc dostać się do swojego łóżka, dosłownie wchodziła po schodach na czworaka. Była wyczerpana. Kiedy mnie zobaczyła, powiedziała: „John, potrzebuję, żebyś się o mnie pomodlił, ponieważ to choróbsko nie chce mi odpuścić”. Kiedy się o nią modliłem, moc Boża była tak silna i namacalna, że teściowa dosłownie upadła na podłogę. Następnie podskoczyła w górę i powiedziała: „Muszę wam zrobić coś do jedzenia!”, po czym szybko przyrządziła wspaniały posiłek. Zaśmiałem się sam do siebie i pomyślałem: Coś niesamowitego! Stało się to samo, co u Piotra! Jego teściowa była chora, Jezus ją uzdrowił, a ona wstała i przygotowała jedzenie (zob. Ew. Mateusza 8:14 – 15). Shirley nie tylko z wiarą przyjmuje modlitwy, ale jest także kobietą pełną mocy i pasji w modlitwie o uzdrowienie innych. Jeśli ktoś zmaga się z chorobą czy dolegliwością, lepiej niech się przygotuje na niezłą dawkę mocy Bożego Słowa i żarliwej modlitwy o uzdrowienie!

Dziś Shirley jest całkowicie zdrowa, od ponad trzydziestu pięciu lat! Nieustępliwie walcząc z thlipsis za pomocą Bożego Słowa, zdobyła koronę życia. Przetrwała i zwyciężyła. Dzięki temu rządzi w tym życiu, w dziedzinie, którą pokonała.

ZWYCIĘZCY

Inni mają podobne świadectwa. Pomyślmy o Oralu Robertsie, który jest już w Niebie, a jego dziedzictwo i spuścizna wciąż trwają. W wieku siedemnastu lat Oral miał umrzeć na zapalenie płuc. Jednak trwał w wierze i nieustępliwie walczył z chorobą za pomocą Bożego Słowa i modlitwy. Niedługo po tym lekarz zbadał go i powiedział, że jest całkowicie uzdrowiony. Tak jak Shirley, Oral otrzymał koronę życia w dziedzinie uzdrowienia i dzięki swojej służbie zainspirował miliony ludzi, którzy również zostali uzdrowieni. Mam przyjaciela o imieniu Jimmy. Przez wiele lat był pastorem i miał wpływ na wielu ludzi. Kiedy był nastolatkiem, lekarze zdiagnozowali u niego śmiertelną chorobę; poinformowali go, że niebawem umrze. Przyjaciele wzięli go na spotkanie z Oralem Robertsem. Po tym, jak Oral pomodlił się o niego, chłopak został całkowicie uzdrowiony. Co stałoby się, gdyby Oral Roberts nie był nieugięty? Gdzie byłby dziś mój przyjaciel Jimmy, wraz z tysiącami innych, którzy przyjęli uzdrowienie dzięki jego pośrednictwu? Co stałoby się z tymi, na których wpływ wywarł pastor Jimmy? Gdzie byliby dzisiaj? Oral Roberts wszedł na poziom władzy w życiu. Wszystkie rezultaty jego służby poznamy dopiero podczas Sądu Ostatecznego.

Za przykład możemy wziąć również Kennetha E. Hagina. Urodził się w McKinney w Teksasie, w 1917 roku. Miał wadę serca, a później stwierdzono u niego niezwykle rzadką, nieuleczalną chorobę krwi. W wieku szesnastu lat został przykuty do łóżka. Nie dawano mu szans na przeżycie więcej niż kilku lat. W kwietniu 1933 roku trzy razy umierał i widział piekło. Za każdym razem był w cudowny sposób przywracany do życia. Kenneth oddał swoje życie Jezusowi i zaufał Mu jako swojemu Panu. Uwierzył Bożemu Słowu i nieustępliwie walczył z chorobą. Pewnego dnia pojawił się u niego z wizytą pewien pastor, który rzekł: „Wytrzymaj synu, za kilka dni będzie po wszystkim”. Rok później Kenneth wstał z łoża śmierci i niedługo potem zaczął głosić Słowo Boże. Służba Kennetha Hagina stała się znana na całym świecie. Sprzedał ponad sześćdziesiąt pięć milionów książek. Jego szkoła biblijna wykształciła ponad trzydzieści tysięcy osób, z których większość jest pełnoetatowymi pastorami. Po sześćdziesięciu pięciu latach służby Kenneth odszedł do Pana, ale jego dziedzictwo trwa. Otrzymał koronę życia w dziedzinie uzdrowienia. W rezultacie rzesze ludzi zostały uzdrowione, a życie niezliczonej ilości ludzi przemienione dzięki wierze i nieustępliwości. Co by się stało, gdyby Kenneth Hagin nie był wytrwały? Co stałoby się z milionami ludzi dotkniętymi przez Boga za pośrednictwem jego służby?

Historie tych trojga ludzi – mojej teściowej, Orala Robertsa i Kennetha Hagina – mają wspólny mianownik. Wszyscy byli atakowani, okłamywani i mówiono im niewłaściwe rzeczy. Osoba, która napełniała Shirley nauką o skończonej epoce cudów, o tym, że uzdrowienie jest niemożliwe, przestała się z nią spotykać, gdy kobieta uwierzyła w uzdrowieńczą moc Jezusa Chrystusa. Oral Roberts i Kenneth Hagin za swojego życia byli oskarżani o błędne nauki, szerzenie herezji, a nawet inspirację demoniczną. Co powiedziałby o tym Jezus? „Biada wam, gdy wszyscy ludzie dobrze o was mówić będą; tak samo bowiem czynili fałszywym prorokom ojcowie ich” (Ew. Łukasza 6:26).

Co ciekawe, istnieją usługujący i inni wierzący, którzy rozsławili i rozgłosili takie przesłanie o Królestwie, które gwarantuje innym wygodne życie. Wycofali się z trwania w dobrym boju wiary ze strachu, by inni nie opatrzyli ich łatką „nietolerancji” czy „skrajności”. Tacy ludzie często uważają, że wszystko, co się dzieje w życiu chrześcijanina, jest Bożą wolą. Wymazali z Ewangelii trudne, „gorszące” fragmenty, a przecież Jezus jest nazywany „skałą zgorszenia”. Pismo nazywa też Jezusa „skałą, o którą potknie się wielu”, a mimo to ci ludzie ograniczyli Go w praktyce do roli małego kamyczka, o którego nikt nie musi się potknąć. Tacy pastorzy, usługujący i wierzący wydają się chcieć, by wszyscy o nich mówili dobrze, i unikać oskarżeń o głoszenie skrajnych poglądów, herezję czy opętanie przez demony. Zdają się zapominać, że Jezus był uznawany właśnie za taką osobę. Był nieustępliwy w prawdzie. Obnażał zwiedzenie tych, którzy pragnęli, by dobrze o nich mówiono. Oświadczył: „Uznawaj siebie za błogosławionego, ilekroć ktoś oczernia cię lub narusza twoje dobre imię” (Ew. Łukasza 6:22, The Message). Nieco to przeczy zabieganiu o dobrą opinię i szacunek otoczenia, prawda? Oto powód tego, co wydaje się być paradoksem: „Prawda jest zbyt bliska wygodzie, więc osoba czuje się niewygodnie”. Taka jest rzeczywistość: jeśli decydujesz się być nieustępliwym wierzącym, który rządzi w tym życiu, jest wysoce prawdopodobne, że będziesz obrażany, szykanowany, oczerniany, opacznie interpretowany czy nawet marginalizowany przez tych, którzy twierdzą, że podążają za Jezusem, podczas gdy celem ich życia jest wygodne życie. Będą chcieli cię zdyskredytować po to, by we własnych oczach usprawiedliwić tę wygodę. To samo czynili prorokom w Starym Testamencie, Janowi Chrzcicielowi, Jezusowi i przywódcom w Nowym Testamencie. Czynią tak do dziś. Największe przeciwności będą przychodzić ze strony tych, którzy twierdzą, że znają Boga. Począwszy od kłamstw, przez oszczerstwa, a zakończywszy na wykluczeniu ze wspólnoty. Może to przybrać formę, jaką zapowiadał Jezus: „Nastaną czasy, kiedy ci, którzy was zabijają, będą sądzić, że czyniąc tak służą Bogu” (Ew. Jana 16:2, TEV).

Czy chcesz rządzisz w tym życiu na Bożą chwałę? Czy pragniesz wywierać wpływ na życie ludzi przez wzgląd na Królestwo Boga? Czy chcesz usłyszeć kiedyś Mistrza, mówiącego: „Dobrze, sługo dobry i wierny”? Jeśli tak, powiedz głośno: „Będę stawał naprzeciw thlipsis; czasem będą to chwile trudne i pełne napięcia, ale muszę wytrwać i zwyciężyć”. Jeśli wciąż szczerze pragniesz wejść w miejsce rządów i wytrwać, nie przestawaj czytać. Najlepsze jest jeszcze przed tobą.

 

źródło: John Bevere, “Nieustępliwi”, Wyd. Compassion, cała książka dostępna TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *